Recenzja serialu

Bez przeszłości (1995)
Reza Badiyi
Greg Beeman
Bruce Greenwood

Kim jest ktoś, kogo nie ma?

Wyobraź sobie, czytelniku, że prowadzisz spokojne, pozbawione większych problemów życie, masz szczęśliwy dom, a jako jedynak jesteś oczkiem w głowie rodziców. Budzisz się pewnego zwyczajnego
Wyobraź sobie, czytelniku, że prowadzisz spokojne, pozbawione większych problemów życie, masz szczęśliwy dom, a jako jedynak jesteś oczkiem w głowie rodziców. Budzisz się pewnego zwyczajnego poranka. Idziesz jak zwykle do szkoły/ na uniwersytet/ do pracy, dzień mija normalnie. Wracasz do domu, wkładasz klucz do zamka i... on nie pasuje. Usiłujesz sforsować w jakiś sposób wejście, ale klucz nie chce wejść. Lekko zakłopotany pukasz więc do drzwi. Otwiera Ci ojciec, pytając kim jesteś. Zalewa Cię nieopisana fala zdziwienia, bo rodzic brnie w zaparte i za nic w świecie nie chce wpuścić kogoś obcego do mieszkania. Moment później w drzwiach pojawia się Twoja matka, indagując męża o to, z kim tak głośno rozmawia. Ona również nie rozpoznaje w Tobie swojego dziecka. Za chwilę u boku Twojej rodzicielki zjawia się jakaś dziewczynka. Mama zwraca się do niej "córko", co wywołuje w Tobie szok, bo przecież nie masz żadnego rodzeństwa. Koniec końców, rodzice zatrzaskują Ci drzwi przed nosem, a Ty, zupełnie zdezorientowany, bijesz się z własnymi myślami. Nie wiedząc, co masz począć, bezwiednie postanawiasz udać się do parku, gdzie byłeś umówiony z grupą przyjaciół. Podchodzisz do nich, chcesz się przywitać, ale oni zachowują się, jakby Cię zupełnie nie znali. Powtarzają jak mantrę, że po raz pierwszy w życiu widzą Cię na oczy. Twoje tłumaczenia nie robią na nich najmniejszego wrażenia. Odchodzą, zostawiając Cię samego. W głowie kłębi Ci się tysiąc myśli... Co byś zrobił, czytelniku? Nie masz pojęcia, prawda? Nie bez kozery pozwoliłem sobie na przytoczenie powyższej opowiastki, bo w sposób analogiczny nawiązuje ona do przygód głównego bohatera serialu, Thomasa Veila. Tom para się fotografiką. Pewnego razu organizuje wernisaż, którego główną ozdobą jest zdjęcie przedstawiające egzekucję, zatytułowane "Hidden Agenda". W międzyczasie Tom postanawia udać się z żoną Alyson do restauracji. W trakcie kolacji Veil wymyka się na chwilę na papierosa. Po powrocie nie zastaje żony, a jego stolik zajmuje jakaś nieznana mu para. Próbuje więc zasięgnąć informacji u kelnera. Ten jednak zarzeka się, że przedtem go tu nie widział. Pierwotnie Thomas myśli, że padł ofiarą jakiegoś żartu, lecz kelner prosi go o jak najszybsze opuszczenie lokalu. Chcąc jak najprędzej wyjaśnić całą sprawę, fotograf dzwoni do żony. Okazuje się, że jego numer jest nieaktualny. Tom rusza czym prędzej do domu, lecz tu czeka nań kolejna niespodzianka, Alyson twierdzi, że go nie zna, a na domiar złego mieszka z jakimś mężczyzną. Zagubiony Veil z podobną reakcją spotyka się w swojej pracowni. Wkrótce okazuje się, że jego tożsamość została wymazana, a posiadane przezeń negatywy zdjęcia z Ameryki Południowej rodzą żywe zainteresowanie. "Nowhere Man" epatuje reżyserską maestrią. Jego siła tkwi przede wszystkim w znakomitej fabule i niewysłowionej klimatyczności. Enigmatyczność wprost przykuwa do ekranu, od pierwszego do ostatniego odcinka trzyma w napięciu, a zaskakujące sploty wydarzeń wprawiają w konsternację. Elektryzujący, zawiły scenariusz okraszony tajemniczością i pierwiastkami psychologicznymi nie pozwala nawet na chwilę nieuwagi. Dech w piersiach zapierają zupełnie nieoczekiwane, następujące po sobie zdarzenia. Kiedy zaabsorbowany opowieścią widz jest święcie przekonany, że z grubsza orientuje się w tym, co spotkało Thomasa, sytuacja zmienia położenie o sto osiemdziesiąt stopni. Im dalej w las, tym więcej drzew - wraz z rozwojem fabuły zamiast pojawiających się odpowiedzi, mnożą się pytania. Twórcy odkrywają kolejne zagadki, trochę rozjaśniają, ale w gruncie rzeczy toczą jedynie z widzem nad wyraz interesującą grę, aby w odpowiednim momencie wyciągnąć asa z rękawa i kompletnie zbić z tropu. To, co wydaje się prawdą i pewnikiem, w rzeczywistości oznacza zgoła co innego. Za tę fantastycznie przygotowaną mistyfikację scenarzystom należą się słowa powinszowania. Warto w tym miejscu wspomnieć, iż reżyserzy i scenarzyści serialu mieli również wkład w tworzenie takich produkcji jak: "Z archiwum X", "Tajemnice Smallville", "Roswell", "CSI: Kryminalne zagadki Las Vegas", "24 godziny", "Zdarzyło się jutro", "Miami Vice", "Drużyna A", "MASH" czy "Nash Bridges", co także trzeba uznać za probierz wartości "Nowhere Mana". Piać z zachwytu można nad wspaniałą grą aktorską. Bruce Greenwood wspiął się na wyżyny. Wcielenie się w postać głównego bohatera i sprostanie oczekiwaniom scenariusza wymagało nie lada predyspozycji. Greenwood dorównał poziomem twórcom, tworząc znakomitą kreację człowieka tragicznego, a zarazem nie poddającego się biegowi wydarzeń. Thomas Veil jawi się, co mało kto zauważa, jako postać samotna, chronicznie zmagająca się z targającymi ją wewnętrznie uczuciami ("Ja już nie wiem, w co mam wierzyć?") - ktoś, kto w mgnieniu oka stracił coś, co przecież namacalnie istnieje. Veil to persona szalenie trudna i "niewdzięczna" do zagrania, osoba, która musi spróbować odnaleźć się w zupełnie niezrozumiałej sytuacji. Z wszech miar słuszna więc wydaje się konstatacja, iż to zadanie mogło wielokrotnie przewyższyć Greenwooda. Mając to na uwadze, Greenwood na każdym kroku dowodzi, że wskazanie na niego nie nosiło jakichkolwiek znamion błędu. Czyni to z nawiązką, wzbudzając szczery aplauz. Wspomniana już tajemniczość zostaje natomiast zgrabnie podkreślona również przez muzykę Marka Snowa (komponował on m.in. do "Z archiwum X"). Od razu słychać, że odpowiedzialność za warstwę muzyczną ciążyła na osobie, która już z niejednego pieca chleb jadła. Całość, o dziwo, została zamknięta w 25 epizodach. Nie doświadcza się więc zbędnego przestoju, przeciągania. Widz nie może przejść obok serialu obojętnie; jeśli przypadnie mu do gustu, zaczyna po prostu żyć losami Thomasa. Śmiało mogę wyartykułować, że "Nowhere Man" to najlepsza produkcja, z jaką miałem przyjemność się zaznajomić. Wyrokuję również, iż zdecydowana większość osób, która sięgnie po "Nowhere Mana", diametralnie zmieni swój sposób patrzenia na seriale pod kątem scenariusza. Z miejsca znacznie wyżej zawieszać poprzeczkę twórcom, kontrastując oglądane produkcje z "Nowhere Manem". Nie dziwota, wszak zawsze powinno równać się do najlepszych. A "Nowhere Man" to spektakl zasługujący na owacje na stojąco.
1 10
Moja ocena serialu:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones