Widz zostaje zasypany wszelakimi, często absurdalnymi super mocami od samego początku, bez żadnej genezy: stalowe szpony, lasery z oczu, pioruny, wiatry, jakieś pola magnetyczne, czytanie w myślach, wysysanie mocy... Curva, spokojnie! Panie, daj odetchnąć. Nie jestem fanem komiksów i nie wszyscy widzowie są. Do tego Patrick Stewart i Gandalf (reprezentanci dwóch przeciwnych frakcji) grają zbyt teatralnie. Jeśli coś ma zadowolić to efekty specjalne dobre jak na 2000 rok, stworzenie poważniejszego klimatu niż w komiksach i fakt, że z pomocą X-menów opowiada się o tolerancji. To dopiero początek mojego tasiemca złożonego z ponad dziewięciu filmów. Zawiodłem się, że pierwszy z nich dostaje tróję, ale mimo wszystko, mam nadzieję, że im dalej w las, tym więcej grzybów. Jadę zatem dalej z X-men 2 (2003) i nie oglądam się za siebie.